Wierszo-Tworzyzm


* Liryczne myśli z lat późnoszkolnych & studyjnych:





I. INTRO.

 
BĘDĄC

Gdy kładę się spać
wyprowadzam na spacer
swoją wyobraźnię

Amorfizm fantazji
Kofeinowy gwiazdozbiór
jak elektryczne mewy
wokół szyi

Poza nocą
jest niewymownie jaskrawo

Ja - SueFlay
spoglądam Ci prosto w twarz
i pytam:

- CZY WIESZ, ŻE ISTNIEJĘ ?
- CZY LUBISZ POEZJĘ ?

A Ty straszny
czysto-ceramiczny
o wszystkim i o niczym

- CZY WIESZ, JAKA TO ZE MNIE 
   SUEFLAY ???






BELLA BZDURRI 

UNIPAP
PAPUNIT
NITYPUP
PYNIPUP


Ja Ashanti
piszę herezje -

o materacach wychuchanych
jadalnych sztućcach
zdalnie sterowanych
otwieraczach mózgu


Ja Ashanti
wymyślam patenty -

paszport na okaziciela
myjnię okrętów podwodnych
i nocniki na biegunach


Ja Ashanti -

formifuturyzm
w szkatułce z nonsensem

bielizna nadsmaków.




ONA, LAT 25

Usiadłam dziś obok siebie
Ja i Ja

Z tamtych lat
zredukowana do minimum
do 0,000 0001 %

Dwuoka a niewidząca
Zamknięta przed zewnętrzem
przed sobą
przed i przed...

Miłość rozmyta w kSZyku
(przez "SZ", bo bezdźwięcznie)
Miłość, której przeżyć
nie umiałam...

A obecnie ?
Co jest obecnie ?
Spokuj Bezczelność Pruderia
Niczym wiara 
w misterium Absolutu
niewątpliwa

Przepłukując Emską gardło
ze stoickim zdenerwowaniem
leczę uraz psychiczny
Czarne noce Okręt tonący

I znowu
Znowu dostrzegam
barwy spektralne
w obrocie wszechświata

We mnie entuzjazm
Uśmiech na twarzy tajemniczy
i świadomość
jak bardzo wypiękniałam :-).






USTA

Moje usta są pełne i intensywnie czerwone
Drżą delikatnie pod wpływem Twych feromonów
które na przekór logice przesiąknęły mą endorfiną

Moje usta są pulsujące i niecierpliwe
Nie chcą słuchać intelektu, jaki nakazuje przyzwoitość

Moje usta są niezależne od części istnienia
To one rządzą resztą świata zmysłów

Nieuniknioną konsekwencją ich żarliwego trwania
jest posiąście umiejętności odczuwania dosytu

Moje usta są bolejące, gdyż górna warga
ma wciąż dystans do dolnej

A jedyną sposobnością ich dokładnego scalenia
jest brak łapczywego pożądania
Jednak on nie następuje nawet podczas Twych prób
- usilnych prób scałowywania bólu

Bo nie jest możliwym, byś stał się mną
Zaś inny rodzaj połączenia odbiega zbyt radykalnie
od sensu tak pojmowanej doskonałości.






NIE - PO - KOR - NA

Body in body
Mine on mine...

Poszukiwanie bratniej dłoni
w infraemocjach
Czekanie na Wczoraj
Bycie w nie-bycie
I nie-pokuj duszy

Dla mnie ?
Tak, dla mnie...


Walczę o Siebie
Walczę ze Sobą
Szukam centrów realności
i własnego szaleństwa

O północy jak zwykle
spóźniam się
na ostatni pociąg
zwany UCIECZKĄ

Daleko od ludzi
od świata
od Ciebie

W rytm opustoszałego toru:

NIE - PO - KOR - NA
NIE - PO - KOR - NA
NIE - PO - KOR - NA...






POGRZEB SŁOŃCA

Osiem miliardów lat istnienia
mojej Ziemi Obiecanej
dobiega kresu

Zaistniałam w niej jak foton
który nie dotrze więcej
do Błękitnookiej planety
gdzie wolność, radość
i wszystko wszystkich...

Dzisiaj dopalam się
ostatnim konwulsyjnym drganiem
Wnętrzności eksplodują
z bólem aż do bólu

Wbijam pazury w księżyc
Do krwi szarpię gwiazdy
nie mogąc się odnaleźć
w pysznej nadprzestrzeni

Zrzucam przyczynę istnienia
Ciągnę życie z gwinta
I wydalam...

Sprężysta w takt werbla
Spalona jak Rzym przez Nerona

Opętana transem burz
wchłaniam kolejne zwłoki

I nie tyję.






***

Jeżeli muszę

iść na dno,

będę na dnie

szukać skarbu.







II. MIŁOŚĆ.


***

Darowałam Twój cień i Twoją melodię
pobielałym lasom i harmonijkowym trawom
Na wszystkich łąkach rozsypałam tulipany
by nie zapomnieć, że istniejesz.






***

Wiosna
mówi mi do ucha
szelestem młodych listków
zapachem gołębich piór
Pyta szeptem o Ciebie
A ja milczę uparcie
Przymykam powieki

I czekam na lato.







***

Jest cicho
Jest dobrze
(dobrze, bo cicho -
a cisza nie boli)

Wiem o Tobie wszystko
Wszystko mnie znieczula
Łagodzi wrażliwość

Jest miło
i nie dlatego
że miło spędzamy czas

Miło i spokojnie
bo pusto
Pusto od uczuć


Jestem Kwiatem -

Nie czuję
Nie mówię
Nie słyszę
Nie widzę

Jestem Kwiatem

I choć pachnę pięknie
i piękna jestem

Jestem pusta.






***

Twoje ciepło - mój oddech
Twoja krew - moje życie
Ty - Ja

Ta dziwna zależność
pachnąca obłędem
niszczy turkus nadzieii
i wysysa energię
zawartą w motylach

Patrz jak usychają !

Spadają na asfalt
rozsypując się w proch

Jestem rządzą - Ty ofiarą

Pozwól mi bezbronnie
a sprawię, byś odleciał
a potem spadł na beton

jak proch
jak błękitny motyl.






Zjem Cię dzisiaj na śniadanie

Najpierw pochłonę mózg
(on najdłużej się trawi)
Labirynty Twych rozmyślań
zwodzące niby kameleon

Tuż po przełknięciu karku
zatrzymam się na klatce -
gruźlicy uwięzienia
A ostrzegałam - NIE PALIĆ !

Po zjedzeniu brzucha
przyjdzie czas na jądra smoka
A po nich deser z członka
wyciskający OCH i ACH

Bulimia moja zeżre
nawet odgłosy chrząstek
łamanych pod wpływem chrupania
Nie będzie litości dla kostek !

A po tym zatrzymam pościg
nadludzkiej zachłanności
by oddać się zadumie
nad prostą konstrukcją
paznokcia.






***

Gdy budzę się rano
moje źrenice są pełne
Twych wieczornych dotyków
Kiedy stąpam zawiłą ścieżką bytu
wspomnienie Twych wyznań
nakazuje mi cyklicznie
powracać do domu
Tak mocno czasem pragnę
znieświadomieć
Lecz Twój wzrok natychmiast
ściąga mnie z barierki
dworcowego mostu.

To dla Ciebie wciąż istnieję
Wciąż świadomie.






 EROTYK

Kiedy mnie kochasz
nie mówisz nic
Rozbierasz mnie z aromatów
Wolno rozpinasz guziki
mej świadomości

Zdejmujesz wstyd
i niedbałym gestem
kładziesz go obok pożądania

Uwielbiam, gdy tak bezczelnie
patrzysz na mą nagość

Kiedy Twój język
wilgotnym biegiem
przesuwa się po biegunach
moich warg

A potem, gdy jesteś
tak blisko i tak głęboko...


Uwielbiam, gdy mnie kochasz
Kiedy grymas podniecenia
przecina Twe oblicze

Kocham, gdy mnie kochasz
Tak samo jak nienawidzę
kiedy zamykasz drzwi.







EL SOMBRE DETUNE

Rozbieram się z ciała
za parawanem rzęs
Zdejmuję skrępowanie
i idę ku Tobie

Jak zgłodniała Beduinka
wypatruję wzajemności
Z wdzięcznością zlizuję
ostatki surowego
ciepła

Ugłaszcz mnie na nowo !
Zobacz -
wiatr to potrafi !
Otul mnie niby płaszcz
i bądź mi ubraniem

A gdy będę podlewać
morską wodą swe pończochy
Zerwij je, obierz z kory !
Niech pójdzie mi oczko
w udzie.






***

Oczy moje są granatowe
Bez chęci do trwania
Głębokie choć mgliste
Leżą na talerzu
widelcem przekłute
Ze środka wypływa
struga brunatnej krwi
Ja siedzę na krześle
z dębowej kory
i w stół czerwony
wlepiam oczodoły
Ręce przekrwione
trzymam przy skroniach
i dialog ciemiężny
z Twą osobą toczę:

- Czemu oczy wyrwałam ?
- pytasz zadziwiony

A ja odpowiadam 
bez chwili wahania:
- Nie chcę dłużej patrzeć
bo boję się ujrzeć
nadejścia momentu
naszego rozstania.






***

Przy zaciśniętych pięściach
zza Chińskiego Muru
usłysz mój szept:

Sprowadzamy się do wspólnego
mianownika

Do wspólnego
Do mianownika

Ja Ty My
- Nadzy -

Swoisty Trójkąt Bermudzki
w jakim pierwiastek
mej kobiecości
zagubił się w powietrzu

Tak ciężko wymówić mi
promienność
uśmiechu
gdy to lodowate rękowisko
czyha za karkiem
ściągając nas "OD"...


Noc. Jestem aniołem
bez skrzydeł
o tęczówkach
co słyszą kolory
i uszach
co widzą dźwięki

Niczym kameleon
przemierzam przepaść naszego
dystansu

Coraz mniej ostrożnie
Coraz więcej
(mniej więcej)

Bezustannie natarczywa
jak powracająca rządza
spod skóry
Twych warg


Przestaję czuć
Przestaję istnieć
Przestaję... sza...


... cisza...






DESIRE

Upchnęłam swój światek
w kieliszku po Szkockiej
Zaplanowałam dokładnie
taktykę romansu z Tobą

Spłodziłam Ci szereg emocji
[rosną niczym synowie
na Twych piersiach]

Ja - AntyDama
zagrałam w komedii DESIRE
kluczową rolę


Nim kurtyna opadnie
czekaj na gong
i w ostatnim akcie
tylko westchnij w zachwycie...

Nim ponownie uniosę powieki
nie poszukam już wzrokiem
Twojej postaci..

Spragnionej publiczności
poślę olśniewający uśmiech

I jak światowa gwiazda
zejdę ze sceny


- Nie wyjdę na Bis -






***

 Bordowe jezioro od płaczu
Fale śpią zmęczone
Zabite pustkowie rozlewa się
po rozgniecionym piasku.

Spokój. Mewy.

Odkładam nóż
Odchodzę w zapomnienie.

Przepyszny amfiteatr naszej kłótni
Finisz ostatniego aktu.


Bije brawa spod ziemi
uśmiechnięty  Szatan.






MY HERO

Jestem zminimalizowana do zera
Składam Siebie od podstaw
centymetr po centymetrze
milimetr po milimetrze

To ja z dzisiaj !
A ta z wczoraj ?
Była, minęła...

Radzą; ODPUŚĆ W KOŃCU !
A Ty zerkasz ukradkiem
i wchodzisz z Nią za rękę
do naszej kawiarni

Cierpienie w mej głowie
Głuche na uszach
Ślepe na oczach
Okrutne cierpienie !!!

Słucham porad psychologów:
Optymizm, Asertywność, Afiliacja
sztywno podpięte do mego
jak salon w remoncie
wnętrza


A teraz toast !
Toast !!!
Za to, że Bóg z Wami !
Za ból, za zemstę !
Toast za zakochanych !!!

A za Nas ???
... minuta ciszy...






***

Byłeś z Nią -
w kinie
w parku
w pubie
w łóżku...

Spisuję i spisuję
Niedługo skończy się wkład.

A może zabraknie
zazdrości ?...






***

Użycz mi
trochę własnego tlenu
i kawałek chleba
z Twojego serca
które

za każdym razem
gdy Cię widzę z Nią
dotknięte jest żarem
mej nienawiści.


Nutkę Twego tembru
zabrałabym na kolację
i delikatność skóry
w które

za każdym razem
gdy Cię widzę z Nią
ma ochotę wkraść się
mój pająk
Ptasznik.






SIÓDMA

Jest ogromną bronią
i narzędziem zbrodni
Wszechmocna w miłości
cały glob zwie wrogiem

Zrzuca dusze niewinnych
w odchłań piekielną
i czarną komnatę
bez drzwi i okien

Zamyka się na szczerość
Depcze róże, tłucze szklanki
I pisze anonimy
ostre od pogróżek

Składa kolce i ciernie
w ogrodzie Shamy
Bogom pluje w nosy
i igra z pożarami


Ona - potężna SIÓDMA:

...
Pycha
Próżność
Lenistwo
Obżarstwo
Chciwość
Nienawiść..

Zazdrość
Zazdrość
ZAZDROŚĆ...






ZDECHŁO

Pojawiło się i zdechło

jak pies przy budzie
pobity przez gospodarza
bo za głośno szczekał
a później zapomniał ugryźć
wścibskiego sąsiada

Pojawiło się i padło

bo żyło trochę zbyt szybko
niedokarmione, słabe
Robaki przetoczą je z chęcią
Kości na mąkę czas zmieli
i chleb upiecze zielony...

Było więc zginąć musiało

Może szkoda jedynie
że w tak młodym wieku...






***

 ...  a od teraz
kosmos pełen mgły
szorstkich pręgów
zimnych szczęk

biorę go w palce
i topię jak bryłkę wosku


nigdy nie byłeś mym guru
byłeś jedynie 
momentem przestrzeni

teraz zmieniłam kod dostępu
zamknęłam uda
opadłam z napięć


wyczyść naszą przeszłość
ze spojrzeń, pocałunków
z zaciśniętych Twych dłoni
na moim sumieniu
(bo już nie na sercu...)

a potem
czekaj na telefon
który nie zadzwoni więcej
i nie myl zachodu słońca
z gasnącą żarówką
swojej męskości !






***

Odchodzę
I tam, gdzie byłam
niech wtargnie przeźrocze

Nieśliczna i nieelegancka
Jednak prawdziwa
jak gdyby utkana z niuansów

Darowałam Ci
jasne, ciemne oraz
spopielałe dłonie

Zmarnowałam tyle okazji
bo przecież nie to
jest najistotniejsze

Najważniejszej rzeczy
Tobie nie powiedziałam.



PS:
Chciałam Ci dać miłość
Daję Ci ostatni wiersz.







***

Poproszę pół kilo świeżego serca,
bo moje się nie nadaje do dalszego użytku.
Lekko się chwieje na zardzewiałej agrafce.
Ktoś zgasił na nim kilka papierosów.
Poza tym za dużo oczu się w nim znajduje -
niebieskich, zielonych, granatowych...
Pęka na szwach od ciężkich uśmiechów.
Zmieszały się w nim żałość oraz szczęście.
I teraz już nie wiem kogo w nim noszę... (?)

Więc poproszę pół kilo świeżego serca,
gdyż wstyd nosić taki nieestetyczny
kawał suchego mięsa !







III. ŚMIERĆ.


***

Muszę znaleźć czas, by napisać nowy liryk
Muszę powtórnie nauczyć się oddychać miarowo
Muszę zapomnieć o dreszczu wzdłóż kręgosłupa
O koncertach, o smaku truskawek...
Muszę zapomnieć też o własnym sercu
Zlekceważyć jego dozgonne bicie i ból.

Muszę wymazać Cię z pamięci

Czyli muszę. . . umrzeć.






***

Księżyc kryje się w zaroślach
przyszłością przerażony

Wymowna niepewność
zagląda przez ramię

Łabędzie ucichły
Sosny wyciągają się ku górze

Nawet wysokie paprocie
nie przysłaniają widoku
na Twą śmierć.



***

Każdego dnia od rana zapominam Cię

Lecz choć wieczorem już Cię nie pamiętam
zapadając w sen ponownie tu przychodzisz
Przytulasz mnie, całujesz kark
Otwierasz czaszkę, by wlecieć w mózg
Budzę się, a Ty znów stoisz nade mną !

Każdego dnia od rana zapominam Cię...






***

 - Gdzie jesteś ? Jeżeli jesteś...?...

- W pamięci Twojej.

- To tak jakby Cię nie było !

- Ale ja jestem ! Nie zaprzeczysz mej obecności.

- ... ponieważ sama zmyśliłam Cię na poczekaniu.

- Jesteś pewna, że Ty sama ?

- A kto ?!? Kto odmówił nam prawa do wspólnego odejścia ?!

- Jednak jakieś tam nam darowano; żyłem, póki Ty żyjesz.
Według ciebie to mało ?

- Marne pocieszenie.

- Czyżbyś nie chciała dzielić się życiem ?

- A podzieliłeś się ze mną śmiercią ?

- Nie mogłem. Musisz zrozumieć.

- Nic nie muszę. Chcę Cię żywego, a nie z pamięci...
Poza tym... nie wiem, gdzie jesteś !!!

- Jestem w Tobie. To wystarczy.






***

Czasam Cię widzę,
lecz wyciągniętymi rękoma
dotykam wyłącznie
mojej myśli o Tobie.






***

Morze, plaża...

Błądząc wśród spienionych fal
przełamałeś mój strach
Pokazałeś czym jest intymność
Później zniknąłeś...

Morze, plaża...

Fale unoszą błogą ciszę
i szum niespełnienia

Nie zmyją z poparzonej skóry
ognia tęsknoty.






***

Czasami, kiedy płaczę
chciałabym mieć przed sobą lustro
ażeby wylewając łzy
z uwagą przypatrywać się
każdemu skrzywieniu mięśni
każdemu bolesnemu uśmiechowi
Liczyć każdą kroplę
Bezuczuciowo analizować
następujące po sobie grymasy rozpaczy
bezlitośnie rozciągające
owal powiek
podczas tego zajęcia
odwiecznie przypisanego kobiecie.






***

Potężne topole
obrosły zapomnieniem
przez tyle miesięcy...

Wtedy w ich cieniu
oboje w milczeniu
kochaliśmy jeszcze chwilę...

Nagle wzrok Śmierci
niby sztylet
zabił Twe milczenie...


Teraz tu inne światło
Inny czas
Inna miłość.






MODERNE

Wściekły sąsiad Marian bije psa
a ja znów zjadłam Symfonię Bacha
i przyszedł do mnie dylemat tożsamości

- otóż ostatnio okazuje się
iż nie jestem sobą !
Jestem Nią -> Twą drugą połową !

Cztery sznurki łączące Eden z Piekłem
Dwa dodatkowe podtrzymujące ramiona
i równowagę głowy

Szarpnięcia powodują mój bunt
urastający do rangi oszalałego narzędzia
Przepełniona smutnoweseleniem
kap - kap - kapię na posadzkę

Gdy chcesz, chowasz mnie do szuflady
jak prześwietloną kliszę
bo braterstwo dusz zbyt odległe
o miliony przeżyć, miliony volt

Strasznie Cię wyolbrzymiam
 Zawsze taki ostateczny
wyłaniasz się ze mnie
w coraz to nowszej formie

Teraz cięższa o każde włókno
przychodzę do Ciebie z Tamtąd
i wcale nie znasz tej przestrzeni

Też chciałbyś tak normalnie
lecz co dnia spoglądając w lustro
rozbijasz się o szaleństwo
mojego odbicia.








IV. RÓŻNOSTKI.



***

Zimaleci Przez
Zbiorowość
Przewidując Nudologia.
Odbielskuję Odmrożenie.

Socjologia, Socjologia.






PLATON

Łącząc Się W Dogmacie
Słuchając Mistycznych Przepowiedni
W Wieku Złotego Środka

Tchnął w Nią swój Ogień
Wydobył z Niej Prawdę
i tęsknił aż wzejdzie
od hołdów herosów
objęć boskich torsów

Stworzył Im Ideę
Przyczynę Piękna Rozumu Początku
W jaskini zamknął Ich karły
i dał ogrody rajskie

A teraz odchodzą
bo nie dostrzegają
Rozerwane ręce rąk
Pytające wzroki

A teraz giną
Te dłonie, te dłonie...

Czy ktoś je popycha ?...


A PLATON na szczycie
Ironia, ironia...

Czy On się uśmiecha ?...






***

Kolejny 
banalny dzień.

Stłukłam szklankę i lustro.
Lustro jest już martwe

Tak jak szklanka
Jak Ja.






***

Słońce wysoko, wysoko
Zapach rychłego lata

I kwiaty wokoło
I maj...


I wrzask zażynanych dzieci
Ich matek płacz
Kobiet gwałconych skowyt
Żołnierzy bezduszny honor

I kwiaty wokoło
I maj...







NA GAPĘ

Przejechał pierwszy
potem drugi, trzeci, czwarty...
Odwag prysnęła
Zamiar jak orzeł
wzbił się do góry

W żelazne szyny srebrne
ma postać wrośnięta

Już słychać stukot z daleka
Nadjeżdża powróz żałobny...

Osiem brązowych wagonów
Chęć już mózg rozpiera
Już niedaleko...


* POŚPIESZNY WARSZAWA - POZNAŃ

. . .

I ponownie to samo
- porozrzucane na torach
szczątki rannej nadzieii
I ponownie
czekanie na następny.






WYZNANIA STOLIKA

Po przejściach kobiety palaczki
w kawiarni kłócą się, kłócą
sącząc Walca ze szklanki

Kobiety po przejściach
gestykulują dymem i papierosami
pod opieką szminki

Z prochu powstały
Za siebie się odwrócą
bo tam ktoś ma zapałki.






***

Na złość maminej logice
jestem fanatyczką farbionych
pasemek

Wystrzałowych, nieposłusznych
bez kokard czy spinek

Ot, farbowane włosy !

Mokre od alkoholu
lub suche od nikotyny

Wolę je niż grzeczny Francuz


Zobacz mamo -
jakie one są wolne !

Nieuczesane niczym myśli
Utaplane w popiołach

Widzisz mamo -
mi też już pyskują...







V. BÓG.


***

Kiedy i gdzie uklękniesz

Przed jakim konfesjonałem

Kto Ciebie rozgrzeszy

... Boże... ? ...







I.N.R.I.

Tak bardzo cierpiałeś...

Z żalem spoglądam
na Twe załzawione lico
Ufałam, że w nim odnajdę
bezkresny spokój ducha
A doznaję wyłącznie
lęku zwykłego człowieka
jaki wylewa się
przez studnię boskości
Jest taki zwyczajny
Tak niedoskonały
niczym śmierć owada
w błysku nocnej lampy
Mimo to nie tracę wiary
i z oddaniem klękam
u Twoich stóp
których bolesne wybroczyny
zamykam w szkatułce

Wieczór ułożę ją przy łóżku
Może w którąś bezsenną noc
ożywi we mnie nadzieję
A może sprawi po prostu
że po raz pierwszy od dawna
pomodlę się.







***

Chrystus na defiladzie
bity i ośmieszany
pozdrawiany okrzykami
wrogów zza barierek
Oklaski, wiwaty, serpentyny

Przybyli:
 - Św. Protesty
- Św. Oszczerstwa
- Św. Katusze

Powoli do przodu
Płytka po płytce
Cios za ciosem
Potknięcie grozi kalectwem.


Lekcja Wolnego Spacerowania.






LIST KAINA DO ABLA


Musiało się wypełnić

Gdybym chybił Twoja pięść
zapewne uderzyłaby celniej
A ktoś przecież
musiał być tym Pierwszym
żeby nie było kolejnych
(prosta logika myślenia)


Bóg się pomylił Ablu
Odrzucenie mające być piętnem
nie jest aż tak straszne
Ludzie zawsze przyjmują mnie
z otwartymi ramionami

I choć imieniem Kain
nie nazywają niemowląt
Wytrwale podążają
coraz dalej na Wschód.