17 maja, 2011

Moje spiskie wędrówki /part I/.


GOYA - 'Smells Like Teen Spirit'




Zastanawiam się jak po krótce opisać tak głęboką studnię tematyczną, jaką jest Spisz, skarbiec Republiki Słowackiej (?).

Może zacznę od tego, iż posiada on swoiste konotacje ze Szwajcarią, ponieważ spiską Żupę można by porównać do ichniejszych kantonów, które wytworzyły własne dialekty, rzemiosło ludowe oraz zróżnicowaną twórczość etniczną - stroje, tańce, pieśni. Wszystko to rytmicznie harmonizuje z kulturą materialno-duchową regionu. Poza tym kraina otrzymała w darze fantastyczną przyrodę; od północy kreślą ją tajemnicze olbrzymy Tatr kreując wyjątkową, alpejską scenerię, zaś od południa pysznią się malownicze turnie Rudaw i Słowacki Raj. Natomiast kręgosłup całości tworzą liczne dorzecza:





Rozłożystą panoramą tatrzańską możemy napawać się już jadąc międzynarodową trasą E50:





Zalegające masy śniegu sprawiają, że góry pięknie lśnią w promieniach:



... i lśnią, a w dole sielsko mijają dnie...



Fotografia kondensacyjna 
[a dokładniej jej odmiana 'upper side style' tj. zmieścić jak najwięcej rzeczy w 1 kadrze]:



Nie ma w tych wizerunkach niczego więcej od niesionej esencji mnie samej...
Poświata zachodzącego słońca, pola, rozbudzone fale i wszechogarniający spokój...



Nawet miejscowy obywatel, pan Kot, przysiadł i znieruchomiał w olśnieniu ;):

 




Korzystając z okazji zaglądamy do sławetnej Tatralandii.

Dziki Zachód:



Zaś po wytężonej serii zdjęć nadeszła kolej na serię fochów przy obiedzie ;-}:


;-]


I jezioro:





Hmm... Fotografowanie pełni doniosłą funkcję spirytualnej transmisji przekazów. W taki sposób, aby przekazy te, obciążone ciężarem lub subtelnością kolorytu mogły zaistnieć w umyśle odbierającego je człowieka. 
Truizmem jest stwierdzenie, iż uplastycznione metafory przemawiają znacznie wszechstronniej aniżeli język werbalny. 
Ich obecność utwierdza nas także o tym, że rzeczywistość poznawalna rozumem nie jest jedyną dostępną. Poza nią egzystuje jeszcze inna; zmysłowa, metafizyczna, przepełniona sekretami i niepokojami:

 








I na Dobranoc wieczór usypiający wielbione przez naszych rodaków Jezioro Oravskie:







Prezrite si všetky !  ;-)



16 maja, 2011

MODERNE po słowacku.




Jak żem na co dzień stosunkowo wyciszona, autentycznie szlag mnie trafił na ton budzika skoro świt. Poprzeciągałam leżing o kwadrans, po czym zaalarmowane służby policyjne traktorem wywiozły mój wrak z mięciutkiej pierzyny ;P:



Punktem docelowym wyjazdu był Spišský Hrad na Słowacji słynącej z soczysto zielonych połaci pól:



... dokąd z wolna przekrada się ponowoczesność:



Ów największy Zamek Spiski w środkowej Europie rozciąga się na 41 hektarów, a powstał na przełomie XI / XII, by służyć za siedzibę Żupanom z rodu Turzonów.

W aktualnej dobie dostojnie króluje nad kwitnącą kotliną:







Olśniewającym jawi się odczucie w trakcie jazdy autostradą pomiędzy nocną ciszą. Dziesiątki reflektorów rozświetlają spektakularne ruiny narodowej pamiątki Spiszu:


Ale nie uprzedzajmy faktów :-).


Rozkoszowanie się widoczkami zaczęliśmy od zakwaterowania w pensjonacie vizavi zamku |8 Euro za osobę| w Spiskim Podhradiu:
 
 


Nazajutrz (po śniadaniu na wolnym powietrzu) w drodze na szczyt trafiliśmy na inspirujący obiekt - drezynę:









Kroczyłam przed siebie, a w tym czasie życie lokalne płynęło sobie pięknie.
Jasne ulice przecinały domostwa z czerwonawymi dachówkami niczym linie papilarne. Tylko gdzie nie gdzie wyrastały trawiaste wysepki.
A wszystko skąpane we wiosennych promieniach:





Teraz rzut w lewo na dworski dziedziniec z fundamentami obronnymi, gdzie przebiega odcinek wału Grodziska Puchowskiego.
Niegdyś cały dwór obwarowany był wzniosłą twierdzą otoczoną fosą:





W chwili, kiedy spostrzegłam, że obok mnie pozycje zajęło paru profesjonalnych fotografów (profesjonalista wyróżnia się tym, że - primo - posiada statyw; secundo - jego aparat to rozbudowane cacko techniki, przy jakim ja i mój Soniak czujemy się właściwie zbędni, a tertio - bije od niego artystyczny kunszt), do strzału pojęłam, że są w tym miejscu z innego powodu niż jasne ulice tudzież czerwonawe dachy. 

Zatem oto prawdopodobnie jedno z najbanalniejszych uchwyceń warowni. Pełne chaosu, przypadkowości. 
A jednak:





Tutaj możemy dojrzeć, co skrywa się za fasadami pozostałości z beżowego kamienia:



Górna posiadłość jest zaliczana do najcenniejszych z całego kompleksu.
Na przeciw niej usadowiono murowaną Cysternę.
Idąc w prawo dostaniemy się do masywnej Bramy Romańskiej.
Z kolei za arkadami łączącymi wieżę z kapliczką mieści się 3-kondygnacyjny Pałac przeprojektowany ze stylu romańskiego na wzór Gotyku.
Jednakże najurokliwsze są delikatne kolumny przy okiennicach oraz portale, które świadczą o wspaniałości i reprezentacyjności komnat.


Na nieszczęście spora ilość tutejszych skarbów została rozkradziona przez lokalnych pyszałków po ogromnym pożarze, jaki strawił salony:









Tajemnicza, okrągła budowla pośrodku przestrzeni placowej to Donżon z połowy 13 w.:



I znowu fragmenty obwarowań.

Światłocienie tamtego południa prężyły się nader antycznie:





 


Cała powyższa opowieść opiera się na skrawkach odkurzonych wspomnień wyciągniętych z szuflady świadomości.
Toteż za wszelakie nieścisłości ponoszę osobistą odpowiedzialność.

Równocześnie mam nadzieję, że póki co nie czujecie przesytu grafomanią czy też brakiem fotograficznych kompetencji :).




15 maja, 2011

Podsumowując.




Początkowo zastanawiałam się, jaki ma być motyw teraźniejszego posta - jaka linia ma go nakreślić. 
Teraz już wiem - panna w wygodnych trzewikach wiodąca mnie za sobą poprzez bezdroża niczym kuropatwa swe puchate pisklęta, które rozpierzchają się po polu jak piórka dmuchawca. 
W rytmie jednodniowych wypadów pozwalających poznać okoliczne skarby Bielska.


Poniższy kalejdoskop będzie stanowił swoiste podsumowanie (przynajmniej na tę chwilę) rozdziału pod tytułem 'Bielsko i okolice'.

Chaotyczne wszystko, co będę pisać - przywoływane z pamięci a vista, bez notatek, bowiem nie planowałam podsumowań aglomeracji, która zasługuje na pochlebniejsze komentarze, lecz wystarczyło 1 przypadkowo usłyszane słowo w TV -> "Wisełka", co wyzwoliło lawinę skojarzeń. 
Niechaj to zatem pozostanie impulsywnym szkicem. Bo przecież Impuls to Ja. Ślad dłoni zanurzonej w porwistym potoku; wyryty na skale cień łuczywa pokryty mchem. To Ja - maleńka podobizna w samym rogu w Archiwum lub dumne fecit na fasadzie pałacu. 
I niech pozostanie po mnie chociaż taki ślad.



A teraz ruszajmy w drogę !

Ale co to... nagle zatrzymuje nas lawina błyszczących, lakierowanych automobilów:



















Tuż po pokazie zmierzamy na 520-metrowy Dębowiec (poniżej Szyndzielni), jaki przyciąga przepiękną panoramą, obejmującą całą stolicę Podbeskidzia
Swego czasu na szczyt tłumnie ściągały znane osobistości m.in. Maria Koterbska, która często "okupowała" scenę ustawioną niegdyś za Schroniskiem.


My wypoczywamy pośród łąkowego kwiecia:



... i wśród pobrzękiwania pszczół ;-):







Na granatowym nieboskłonie gęste poduszkowce. 
Gdy wtem ! Zdarcie zasłony, a następnie inwazja żółtych odblasków o najrozmaitszych natężeniach. 
Sielanka:



Kawałek Ziemi, jeden z miliardów acz wywołujący u każdego odmienne uczucia. Cud zwielokrotniany tysiącami woni.

Hm, chciałabym, żeby ktoś kiedyś tak o mnie pomyślał -ot, przypadkiem- przyglądając się polnym słonecznikom, ostom, rumiankom czy kłosom zboża w miodowym świetle, splątanym w pajęczynie: 

 


Na wysuszonej glebie wygrzewa się pasiasty kot:



A tu już schodzimy do miasta.

Inwencja ludzka nie zna granic - słup elektryczny też można pięknie ubrać w latorośl:



Częstokroć z Wu. wybieramy transport dwukołowy, jako że B-B obfituje w trasy rowerowe:


  
Z rzadsza samochodowy:

  

A tutaj w Mini-ZOO przy Lotnisku:





Nie mogę sobie przypomnieć jak nazywa się to dziwne zwierzę (???):





Obieramy kierunek na starą Tamę w zazielenionej dzielnicy o nazwie Wapienica, oddalonej od centrum o 15 min.:



Z takimi oto niespodziankami jak prawie dwumetrowy wodospad na Wisełce 
(fotka z zeszłej zimy):



W nagrodę za bolące nogi bursztynowy zachód widziany ze Straconki - następnej bielskiej dzielnicy. 

Kocham światło zachodzącego słońca, doznaję wówczas takiego poczucia wolności, nieziemskości, ukojenia... Kiedy przymykam powieki, czuję tylko miękkie kontury krajobrazu:



Natomiast na podgrzanie atmosfery "atrakcja" w postaci pożaru koszy, zarejestrowanego tego samego wieczoru kamerką z naszej Sypialni: